Zdjęcie z małpką, pływanie z delfinami czy przejażdżka dorożką brzmi niewinnie, ba! ciekawie. A przede wszystkim – jak świetne wspomnienie i pamiątka z wakacji. Ale czy za chwilą zabawy nie kryją się miesiące, a czasem lata cierpień zwierząt?
Na wakacyjne wyjazdy często czekamy z utęsknieniem. Odpoczynek od codzienności, zmiana otoczenia, nowe doznania – to wszystko napawa zrozumiałą ekscytacją. Często z urlopu chcemy przywieźć coś więcej niż tylko wspomnienia. Warto jednak zastanowić się, czy zdobycie egzotycznej pamiątki nie idzie w parze z wykorzystywaniem zwierząt.
Cierpienie za jeden uśmiech
Małe małpki, węże, sowy, a nawet… malutkie tygrysy. To tylko niektóre zwierzęta, wykorzystywane w popularnych, turystycznych lokalizacjach jako egzotyczny „dodatek” do zdjęcia. Oczywiście, za (nie)stosowną opłatą. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze, zwierzę – przynajmniej pozornie – jest zadbane, ma czyste futro, skórę lub pióra, żadnych widocznych problemów, słowem: jest po prostu ŁADNE. I to jego największa wada. Długotrwałe przebywanie w niedostosowanych warunkach, kontakt z wieloma różnymi osobami i tolerowanie nie tylko ich obecności, ale najczęściej też nachalnego dotyku, błysk fleszy (bo przecież każdemu się czasem zdarzy go nie wyłączyć) – to tylko wierzchołek góry lodowej.
Wykorzystywane do zdjęć zwierzęta żyją w permanentnym stresie, a do tego ich potrzeby gatunkowe ogranicza się do minimum lub wręcz ignoruje. Taka sytuacja prędzej czy później znajduje odbicie w wyglądzie zewnętrznym. Futro czy pióra zaczynają wypadać i matowieć, oczy łzawić, a fotogeniczne maluchy zaczynają dorastać. Co dalej? Cóż… dopóki będzie popyt, ich miejsce będą zajmowały kolejne. Zdrowe, urocze, malutkie. Ładne. Jeszcze.
Pod górę? Konno, proszę!
Dyskusja o dorożkach czy wozach, wwożących turystów na górskie szczyty oraz o dobrostanie wykorzystywanych w tych celach koni powraca jak bumerang przynajmniej raz do roku. I nic dziwnego. Najczęściej dzieje się to przecież w momentach tragicznych: koń zasłabł; był bity, bo nie chciał pracować; nie dawał rady wciągnąć pod górę wozu z turystami w 30-stopniowym upale – to tylko przykłady historii, nierozerwalnie powiązanych z tego rodzaju „atrakcjami”.
Zawsze też jest wówczas podnoszony jako koronny argument o tradycji. Ale czy naprawdę w XXI wieku musimy czerpać radość z cierpienia istot od nas zależnych, bo tak nakazuje zwyczaj? Naszym zdaniem, podczas wakacyjnych wyjazdów można jednocześnie poznawać i doceniać dziedzictwo kulturowe, a przy okazji nie fundować bólu, stresu i traum innym.
Kto kocha zwierzęta, ten się w cyrku nie śmieje…
… ani w parku wodnym, wykorzystującym zwierzęta, ani w miejscach, oferujących przejażdżki na słoniach czy pływanie z delfinami, ani w wielu, niestety, zbyt wielu innych punktach turystycznej rozrywki. Chociaż takie miejsca często wydają się dbać o pracujące tam zwierzęta, w rzeczywistości są nastawione wyłącznie na zysk. Co za tym idzie, dbają o swoje „atrakcje” tak długo, jak długo te są rentowne, a kiedy koszty ich utrzymania przewyższają zyski, wtedy łatwiej pozbyć się problemu.
Często też tego typu placówki nie są w stanie (a jeszcze częściej im na tym po prostu nie zależy) zapewnić zwierzętom godziwych warunków, adekwatnych dla danego gatunku. Ciasne klatki, akweny, ograniczające ruchomość czy celowe wywoływanie strachu lub bólu, aby zwierzę dało się pracownikom kontrolować, to przykra codzienność mieszkańców takich przybytków.
Zdarza się też, że atrakcja turystyczna nosi znamiona naturalności. Pływanie z delfinami na otwartych wodach czy karmienie słoni w sanktuariach – brzmi niewinnie, prawda? Jeżeli jednak faktycznie zależy nam na dobrostanie podziwianych zwierząt, dokładnie weryfikujmy miejsca, które chcemy odwiedzić, bo może się niestety okazać, że pod przykrywką wolności i opieki czają się ograniczenia i ból.
O cudzym krzyczycie, swego nie znacie?
Choć przytulanie tygrysów czy jazda na słoniu brzmią egzotycznie, w naszym kraju też znajdą się miejsca czy atrakcje, które dobrostan zwierząt mają za nic. Problem zwierząt, noszonych na rękach właścicieli i udostępnianych do zdjęć za opłatą czy koni pracujących przy wożeniu turystów to tematy zbyt dobrze znane polskim organizacjom prozwierzęcym. Nie znaczy to, że nie pojawiają się też nowe, oburzające inicjatywy. Choćby w Gliwicach planowana jest organizacja… rodeo. Zawody o nazwie American Rodeo Polska to festiwal bólu i strachu, a petycję o odwołanie tego wydarzenia można podpisać tutaj.
Wybierając destynację wakacyjnych podróży często mamy nadzieję, że spędzony tam czas będzie niezapomniany. Pragniemy doświadczeń, które dostarczą wyjątkowych emocji i wrażeń. Zanim jednak skorzystamy ze wspomnianych wcześniej atrakcji, zastanówmy się, czy chwila naszej naszej radości warta jest bólu zwierząt. Kolekcjonujmy pamiątki i wspomnienia, które nie dokładają stresu istotom wykorzystywanym głównie do zarabiania pieniędzy, a jeżeli widzimy zwierzę w potrzebie, reagujmy. Każdy przypadek zwierzęcego cierpienia zgłosisz na Animal Helper. Działamy już w dziesięciu województwach!